Można pokonać samotność! Marzenia się spełniają, a miłość jest skrzydłami u ramion! Wirtualna znajomość może być to sposób na samotność ale także dobry punkt wyjścia dla znajomości w realu, a nawet wielkiej miłości...
Czy możliwe jest poznanie drugiej osoby przez Internet i zakochanie się w niej? Stopień zażyłości uznawany za "dobre poznanie" kogoś jest chyba pojęciem dość subiektywnym. Czy istnieje coś takiego, jak bliskość w sieci? O miłości nie wspominając... Poznać
kogoś możemy jedynie w konfrontacji z rzeczywistością, a uściślając - z
konkretnymi życiowymi sytuacjami, na które, co tu dużo mówić, wirtualny
kontakt jednak nie pozwala. Możemy poznać czyjeś poglądy,
zainteresowania, dowiedzieć się, jaki jest jego ulubiony kolor, jakiej
muzyki słucha,jaki ma bagaż doświadczeń, co z jego przeszłością. Myślę
jednak, że prawdy o innych i o nas samych możemy dowiedzieć się,
obserwując spontaniczne reakcje. Siedząc w spokoju przed komputerem dużo
łatwiej pokazać się jest z tej najlepszej strony, ale czy jest to
dobre? Cóż, jeżeli chodzi o miłość... myślę, że równie ważny jak rozmowa
jest kontakt fizyczny - sama obecność drugiej osoby, zapach, dotyk,
spojrzenie głęboko w oczy. Można pokonać samotność! Marzenia się spełniają, a miłość jest skrzydłami u ramion!
Wirtualna znajomość może być dobrym punktem wyjścia dla znajomości w realu, a nawet wielkiej miłości... Siedziałam na łóżku owinięta kocem z laptopem na kolanach, próbowałam rozmawiać sama ze sobą, ze swymi wyobrażeniami, marzeniami, wspomnieniami, ze swymi myślami... Słyszałam tylko ciszę. Zapukałam do serca... "Miłość jest gęstsza niż zapomnieć, rzadsza niż przypomnieć sobie...". Miłość jest wiernością.... Miłość nie jest kamieniem u szyi lecz skrzydłami u ramion.
Poznałam Go przez Internet w Serwisie MyDwoje.pl. Na początek krótka wiadomość - chęć poznania, potem szczere rozmowy na GG. Czas szybko mijał. Ciekawość, fascynacja, potem pierwsza kawa, spacer. Początki były trudne; obawy przed kolejnym rozczarowaniem, ale żadne z nas się nie poddało. Coś nas do siebie przyciągało. Chyba oboje dążyliśmy do tego samego… Zrodziło się uczucie. Czy to Ta wymarzona Miłość..? Miłość nie była dla mnie uczuciem, które mogło łączyć dwie samotności. Od zawsze uważałam, że człowiek jest samotny tylko z wyboru. Jeśli nie swojego, to czyjegoś. Najważniejsza dla mnie była wierność - poczucie, że posiadam na zawsze czyjeś ciało i duszę... Może z powodu tych wszystkich blizn na sercu i duszy, których zdążyłam się już nabawić, kiedy mnie raniono i kiedy sama krzywdziłam? Miłość jest wiernością. Poświęceniem i oddaniem. Tym, czego oczekiwałam, bo sama dawałam. Byłam gotowa zrobić dla ukochanej osoby wszystko. Gdyby kazał mi nauczyć się pisać lewą ręką, zrobiłabym to. Może nawet nie pytając o powód... Miłość, która jest nie tylko namiętnością, która oszałamia i oślepia, a po jakimś czasie mija, ale taka, która pozwala się zestarzeć razem, miłość mimo upływu lat. Która jest więzieniem i sposobem na życie.
Miłość dawała mi przekonanie, że to właśnie z nim mogę, a nie tylko chcę, każdego dnia zaczynać wszystko od nowa, która nie jest kamieniem na szyi i skrzydłami u ramion... Miłość jest wtedy, kiedy płaczę widząc jak on płacze, gdy wiem to, czego inni nie wiedzą, gdy go denerwuję i uszczęśliwiam jednocześnie... Znam swoje uczucia. Zaczynałam rozpoznawać jego kroki na schodach, odnajdywać jego zapach na ulicy, zaczynałam mu ufać i akceptować go. Śniłam tylko o nim. Zakochanie - różowy początek. Zaczynałam go kochać i wielokrotnie miałam wrażenie, że ta miłość dojrzewa, że rośnie we mnie. Ale jak to wytłumaczyć? Nasze serca jakby dotykały się przypadkowo, celowo pieszcząc.
Dotykał mnie na wiele sposobów... Czasami zwykłe słowo szeptane czule blisko ucha czułam bardziej niż dotyk. Słowo, które garnęło się do mojego uśmiechu. Docierało do mnie i wirowało w podświadomości. Tak wiele potrafiłam sobie wtedy wyobrazić, na tyle sposobów Go kochać w jednej chwili. Przez jedno słowo zawstydzona tak jak owoc, rumieniłam się... Setki razy miałam ochotę, aby poczuć Jego dłoń bliżej siebie, aby jej dotknąć i poprowadzić. Gdzie? Tego chyba wtedy jeszcze sama nie wiedziałam. Setki razy zabrakło mi śmiałości, aby to zrobić. Zakłopotanie, wstyd, skrępowanie, brak pewności, czy aby On chce tego samego w tej chwili. Czas podchodów, ukradkowe muśnięcia dłoni, niewinne pocałunki. Chyba każdy, kto był zakochany wie, że namiętność jest najsłabsza, a pożądanie najsilniejsze, gdy osoba ukochana jest przy nas. Nie wiedziałam, gdzie czuję się pewniej, bardziej komfortowo, bezpieczniej sama ze sobą: otulona w pościel, niewidoczna dla jego łaknących oczu, zniecierpliwionych dotyku mojej skóry rąk, czy w otoczeniu swoich myśli i odczuć. Dla mnie miłość to stan ducha. Czcił mnie, podczas gdy ja śledziłam jego dłonie - piękne, inteligentne ręce... nerwowe, delikatne i mocne zarazem. Poznawałam w nich jego charakter, czułość, oddanie, lęki, niepokoje... Bałam się, ale zaczynałam Mu ufać... Gęste jak bita śmietana spojrzenia, łaskotanie oddechu na szyi, tysiące pocałunków w policzki, jak spływające krople deszczu... gorące rumieńce, dłonie szukające najwrażliwszych miejsc... Dreszcz podniecenia... Pieszczota Jego ust... Nasza intymność i seks w związku dwóch ciał, dwóch dusz...Pokochałam sposób, w jaki się poruszał, jego całego... Na zewnątrz i od środka...
Na początku czułam euforię... Poddałam się całkowicie nowym uczuciom i uniesieniom. Jednak znałam siebie. Wiedziałam, że następnego dnia będę chciała więcej. Smakowało, ale nie chciałam się zachłysnąć... Serwował mi najdelikatniejsze doznania, najczulsze muśnięcia, których nawet słońce nie jest w stanie ofiarować. Chciałam oddychać razem z Nim, tak jak oddycha się równo podczas snu, kiedy jest się wtulonym w siebie. Mój skarb wiedział jednak, jak obudzić motyle w moim brzuchu, jak mną poruszyć, jak zakołysać. Jego dłonie wzbudzały i wywoływały wszystko. Nie pozwalał mi na sen, rozgrzewał, kołysał, unosił... Jego gesty i ruchy, mój przyspieszający oddech, mocne bicie serca, jakby chciało wyskoczyć... Mruczenie w najcudowniejszych chwilach... Uniesienia, kiedy nie potrafiłam wydusić ani jednego słowa... i ten nieustający zapach miłości.
Tak szczęśliwa, tak zakochana, tak od niego zależna, że wzruszyłoby to nawet kamień... Czułam, że jest moja obsesją, bez której nie potrafię już sama żyć...
Kiedy jesteśmy z kimś, często zastanawiamy się, dlaczego on/ona mnie kocha, dlaczego jest ze mną, chce spędzać ze mną czas? Kiedy jesteśmy samotni, często zastanawiamy się, dlaczego nikt nas nie chce, dlaczego nikt nas nie kocha, dlaczego nikt nas nie zauważa? Myślimy wtedy: przecież jestem taki mądry, taka piękna, tak ładnie śpiewam albo tańczę. Dlaczego nikt tego nie docenia? A może myślimy (a to chyba jeszcze gorzej): to dlatego, że mam krzywe zęby, to przez to, że za mało zarabiam, to dlatego, że zawaliłem studia, nikt mnie nie chce! W ten sposób uzależniamy swoją wartość od drugiej osoby. Nie akceptujemy siebie. Skoro nikt nie zapłacił nam miłością za nasze zalety, to znaczy, że one wcale nie są takie bezsprzeczne. W ten sposób robimy jednak jeszcze większą głupotę: czynimy miłość warunkową. Jest ona zawsze "za coś". Kochamy za to, że on jest dla nas dobry, za to, że tak pięknie się uśmiecha i że zawsze odprowadza nas do domu. A co, kiedy on nas pewnego dnia nie odprowadzi? Zastanów się, czy chcesz być w ten sposób kochany? Czy chcesz, aby ktoś oczekiwał czegoś od Ciebie za swoją miłość? A może Twoje Istnienie to jedyny i najpewniejszy powód, aby Cię kochać?
Jak każdy z nas, i ja posiadam bagaż życiowych doświadczeń. Jestem szczęśliwą mamą 6-letniego synka, którego zaadoptowałam. Po rozstaniu z mężem cały swój czas poświęciłam tylko jemu. Nie jestem jednak typem samotnika i, mimo różnych niepowodzeń, nie zamierzałam przez życie przejść zupełnie sama... Brakowało mi wspólnych spacerów, jedzenia obiadów i spędzenia razem czasu na różnych wypadach... Ale najbardziej potrzebowałam kogoś, z kim mogłabym dzielić radości i smutki, do kogo będę mogła się przytulić, pośmiać się i wypłakać, gdy będę miała taką potrzebę. To samo chciałam dać w zamian, to co pozwala nam dać ale i brać empatia w związku. Chciałam poznać kogoś, kto pokocha mnie taką, jaka jestem, z zaletami i wadami, kto będzie chciał dzielić ze mną dalsze życie.
Uważam, że portal randkowy MyDwoje.pl to super pomysł, by poznać kogoś i na nowo uwierzyć, że czasami marzenia się spełniają... Poznaliśmy się w Serwisie na początku marca tego roku, a ponieważ mieszkamy w tej samej miejscowości, bardzo szybko, bo już po tygodniu, umówiliśmy się na kawę. Dużo rozmawialiśmy i pisaliśmy ze sobą, nasza znajomość nabrała błyskawicznego tempa i oboje czuliśmy że szukaliśmy siebie bardzo długo. W tej chwili zamieszkaliśmy razem i nasze plany są wspólne.
Czasami trudno jest wyrazić swoje szczęście. Dostałam od życia to, czego do tej pory nie miałam... Marek jest spełnieniem moich marzeń i tego życzę wszystkim Użytkownikom Serwisu. Tak! Dzisiaj mogę śmiało i otwarcie powiedzieć, że jestem zakochana i on odwzajemnia moją miłość... To wspaniale znowu kochać i być kochanym...
Edyta 37 lat, księgowa
Marek 39 lat, elektronik