Staszek: Z ogromną rezerwą podchodziłem do poszukiwania drugiej osoby przez Internet. W końcu przełamałem się i spróbowałem. Skłoniła mnie do tego reklama serwisu MyDwoje.pl w radiowej Trójce.
Ania: Chcę zmienić swoje dotychczasowe życie. Determinacja wielka. Wybieram portal MyDwoje.pl.
Spotkanie z biurem matrymonialnym
Staszek: Początkowe korespondencje z nowo poznanymi osobami były bardzo obiecujące. Jednak wciąż mi czegoś brakowało, aby zdecydować się na poważniejsze kroki. Tak minęło półtora roku w serwisie. W tym czasie wysłałem setki wiadomości intensywnie korespondując z kolejnymi osobami. Były też niezobowiązujące
spotkania z dwoma kobietami. Jednak nadal to nie było to, czego szukałem. Pojawiło się zwątpienie. Właściwie straciłem już wiarę w spotkanie za pośrednictwem MyDwoje.pl takiej kobiety, co do której byłbym przekonany, że jestem zdecydowany stworzyć z nią trwały związek. W końcu ograniczyłem się głównie do odpowiadania na
wiadomości e-mail, nie inicjując nowych kontaktów, nie proponując spotkania.
Ania: Czytam wizytówki wielu, wielu mężczyzn, których jednak nie mam ochoty poznawać. Aż wreszcie trafiam na Tę. Pomimo dzielącej nas odległości postanawiam się odezwać.
Staszek: Napisała pewna dziewczyna z Poznania. W tamtym czasie odpowiadało mi, że to
kobieta robi pierwszy krok i może zainteresowałbym się nią bardziej, gdyby nie ta
duża odległość od Wrocławia. Korespondencja rozwlekała się w czasie, przez kilka miesięcy napisaliśmy do siebie zaledwie kilka razy.
Ania: Głośno wzdycham sama do siebie, czytając, co pisze. Bo On myśli podobnie jak ja... Jednak z umiarkowanym entuzjazmem i sporą dozą zdrowego rozsądku jadę na nasze pierwsze spotkanie. Bez motyli w brzuchu.
Pierwsze randki
Staszek: Na pierwszą randkę z Anią jechałem trochę z przymusu, mimo że sam ją zaproponowałam. Oboje mieliśmy świadomość, że dystans zdecydowanie działał na naszą niekorzyść. Chciałem tej
randki, żeby w przyszłości sumienie nie męczyło mnie, że zaprzepaściłem jakąś szansę. Tego dnia pogoda była brzydka, na trasie padało. Na dodatek byłem na randkę spóźniony, bo po drodze utknąłem w koszmarnym korku prawie na godzinę. To wszystko niezbyt dobrze rokowało.
Ania: Deszcz zacina z każdej strony. Idąc na umówione miejsce spotkania zostaję okropnie ochlapana przez przejeżdżający samochód. Jestem mokra od stóp do głów... Po misternie układanej fryzurze śladu nie ma… Na szczęście Staszek się spóźnia. Wykorzystuję ten czas na doprowadzenie swojego wyglądu do jako takiego stanu, gdzieś w którejś z toalet na Starym Mieście. Jednak mój wygląd niestety jest daleki od tego, jaki był, kiedy wychodziłam z domu…. Trudno… O tej przygodzie opowiadam Mu dopiero kilka miesięcy później. Jego spóźnienie miało sens…
Staszek: Spędziliśmy kilka godzin - spacerując, przesiadując w restauracji, kawiarni. Wszystko było tak naturalnie, gdy byliśmy razem. Czas szybko minął. Rozstaliśmy się oboje ze świadomością, że nadal jest w nas ciekawość drugiej osoby, a jednocześnie świadomość, że
dystans może być problemem w przypadku kolejnych spotkań. W drodze powrotnej zaczęło do mnie docierać, że chyba spotkałem osobę, z którą dobrze rozumiem się. Byłem zdecydowany nie odpuszczać na razie, chciałem ją lepiej poznać. Po dwóch tygodniach kolejne spotkanie, ponownie pojechałem do niej. Godziny spędzone na rozmowie i problem z rozstaniem się. W drodze powrotnej była koszmarna mgła. Jednak głupio było mi wracać do niej i prosić o przenocowanie. Nie chciałem doprowadzić do niezręcznej sytuacji. Na szczęście mgła po jakimś czasie odpuściła i bezpiecznie dojechałem do domu.
Ania: Szybko zdecydowaliśmy się na milsze od mailowania
prowadzenie rozmowy telefonicznej, potem kolejne, coraz dłuższe rozmowy, wreszcie wielogodzinne, fascynujące wspólne wieczory na odległość. Piszemy do siebie również maile. Trudne, bo szczere. I piękne, bo szczere. Szczere do bólu. Głębokie. Mądre. Zatytułowane: "Abyś wiedział", "Abyś wiedziała"... Coraz większe zainteresowanie sobą... Jest grudzień, Staszek zapisuje nas na obóz narciarsko-taneczny radiowej Trójki organizowany w marcu na Hali Szrenickiej. Dotrwamy razem te kilka miesięcy?
Staszek: W grudniu służbowo wyjeżdżałem za granicę. Miałem okazję zostać na weekend w Wiedniu. Czas przed Bożym Narodzeniem jest tam szczególny, pięknie przystrojone miasto, bardzo znany Weihnachtsmarkt. Zdecydowałem się zaprosić Anię. Trochę to zwariowane, bo to miało być dopiero nasze trzecie spotkanie. Ale po tylu godzinach rozmów na odległość nie miałem wątpliwości, że chciałbym zobaczyć świąteczny Wiedeń w Jej towarzystwie.
Ania: Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, że w dniu zaplanowanej podróży, postanawia potężnie zaatakować zima i kompletnie paraliżuje komunikację w Polsce. Wielkie wątpliwości. Zrezygnować z Wiednia? Nie, nie poddaję się zbyt łatwo. Brnę na dworzec przez zaspy, w śniegu, ciągnąc za sobą walizeczkę. Spóźnione pociągi, autobusy, coraz większe wątpliwości. Jestem zmęczona, wykończona. Mam wszystkiego dość. Dość tej niekończącej się podróży, która w bardzo ostrożnym, zimowym tempie przybliża mnie do Niego. Nie mogę dojechać tak jak planowaliśmy.
Staszek: Zdecydowałem się wyjechać naprzeciw. Musiałem podać Jej pomocną dłoń, gdy w telefonie słyszałem coraz bardziej zrezygnowany głos. Dotarłem aż do polskiej granicy skąd Ją odebrałem. Wspólna jazda była zdecydowanie ciekawsza, niezależnie od warunków na drodze.
Ania: Zwiedzamy świątecznie przystrojony Wiedeń, jego muzea, podziwiamy dzieła Klimta. Przypadkowo trafiamy na słynne Cafe Muzeum, gdzie pijemy Kawę Sobieskiego (Cafe Muzeum oboje dobrze znamy z Trójki - Robert Makłowicz akurat czyta tam swoją książkę, której nadał tytuł od tej wiedeńskiej kawiarni).
Ciągle zadziwieni jesteśmy sobą, że tak wiele nas łączy...
Staszek: Weekend w Wiedniu był pełen wrażeń, spotkało nas kilka bardzo miłych niespodzianek. Sami nie bylibyśmy w stanie tak tego wszystkiego zaplanować...
Ania: W domu, w skrzynce pocztowej czeka na Niego list z radiowej Trójki zaadresowany naszymi imionami i nazwiskami. Razem, jedno pod drugim. Moje nazwisko na kopercie pojawia się w jego mieszkaniu wcześniej niż ja... A potem z radością i podekscytowaniem daję się "uprowadzić" i razem witamy Nowy Rok 2011. Odtąd spędzamy ze sobą właściwie 24 godziny na dobę.
Ania i Staszek: Na początku stycznia skasowaliśmy nasze profile w serwisie MyDwoje. Nie były nam już one potrzebne. Znaleźliśmy to, czego szukaliśmy. A nawet więcej. Bo żadne z nas nie wyobrażało sobie, że może spotkać osobę, z którą tak dobrze będzie się rozumieć.
Między Wrocławiem a Poznaniem
Nasze życie bardzo przyśpieszyło, nabrało wprost niesamowitego tempa.... Tempa, ale również barw, kolorów, smaków... Sensu... Wykorzystujemy każdą daną nam chwilę. Nie mamy prawie czasu na odpoczynek, bo przecież właśnie każde z nas znalazło osobę, z którą może wreszcie realizować swoje marzenia. Wynajdowaliśmy
idealne hotele na weekend we dwoje. Aktywność fizyczna, fotografowanie, zwiedzanie najbliższej okolicy i podróżowanie gdzieś dalej. Wspólne wyjazdy na biegówki w Izery. Dość spontaniczna (bo przygotowana w pośpiechu) wyprawa do Meksyku, gdzie podziwiamy piramidy Majów, zachwycamy się egzotyką tamtejszej przyrody, odkrywamy przecudne jukatańskie cenote i pływamy w ich krystalicznie czystych turkusowych wodach. Prosto z meksykańskich upałów wpadamy w śniegi na Hali Szrenickiej na obóz narciarsko-taneczny. Zdobywamy kubki Trójkowe wygrywając slalom w naszych kategoriach i kompletnie kładziemy dwa niby wyuczone i przećwiczone przez nas tańce. Zostajemy postawieni w absurdalnej dla nas sytuacji: my jako uczestnicy turnieju tańca! Rozbawienie i głupawka nie pozwalają nam ani jednego kroku wykonać poprawnie. Taniec to zdecydowanie nie nasz żywioł! Ale pomimo tego bawimy się fantastycznie!
Obok gdzieś rzeczywistość pozornie szara. Przyziemne obowiązki domowe, praca zawodowa. Razem wszystko jednak idzie jakoś lżej, łatwiej...
Początkowo to był taki typowy
związek na odległość. Na szczęście oboje mamy możliwość pracować większość czasu w domu. W ten sposób już od miesięcy spędzamy czas w swoim towarzystwie, tylko z drobnymi przerwami osobno. I nie jest to problemem. Czasem jest tylko trudniej, bo każde z nas w jakimś stopniu musi żyć z dala od swoich rodzinnych stron, mając mniej czasu na przyjaciół, na dotychczasowe zajęcia. Nie mamy jeszcze jednego stałego miejsca, przemieszczamy się 200 km pomiędzy Wrocławiem a Poznaniem, zależnie od potrzeb. Jednak zdecydowanie warto ponieść te wszystkie koszty, bo są one bardzo małe w porównaniu z tym, co otrzymaliśmy w zamian – tą drugą osobą, z którą chce się żyć. Oboje śmiejemy się, że jesteśmy skazani na dożywocie bycia ze sobą ... I bardzo podoba nam się taka perspektywa ...
Razem jeździmy rowerami, słuchamy radio Trójki, chodzimy do kościoła. Razem robimy zakupy, gotujemy i celebrujemy wspólne posiłki. Razem idziemy na koncert Archive do Poznania, a za trzy dni pędzimy do Krakowa na Blackfield.
Razem smakujemy życie. A niech będzie trochę niebanalne… Na książki i filmy mieliśmy czas zanim się poznaliśmy. Teraz muszą trochę poczekać...
Podobnie myślimy, czujemy, słyszymy. Podobne myśli czasem nachodzą nas w tej samej chwili. Mamy podobne potrzeby, zainteresowania, pasje. Podobną wrażliwość i poczucie humoru. Śmiejemy się, że spotkało się dwoje kosmitów. Każdy dzień spędzany razem jest naszym małym świętem. Przeżywamy dojrzałą, świadomą
miłość. Rzeczywistość przerosła najśmielsze marzenia.
Ania: Zanim poznałam Staszka potykałam się wielokrotnie. Dzisiaj wiem, że musiałam przejść swoją drogę, by ta w odpowiednim czasie doprowadziła mnie do Niego. Musiałam przeżyć swoją historię, bym mogła być gotowa na spotkanie Jego. Bym umiała właściwie docenić to, co dostaję od losu. Los dając mi Staszka, dał mi więcej niż oczekiwałam, wynagrodził za przeszłość, nie zawsze bajkową. Warto było czekać na Staszka wiele lat. Moja bajka przy Nim trwa, a życie dopisuje w niej kolejne rozdziały.
Staszek: Warto było zaczekać na Anię. To był cud, że wytrwałem aż półtora roku poszukując i korespondując na MyDwoje. Cieszę się, że w końcu spotkałem osobę, z którą szczerze i bez wątpliwości mogę mówić o uczuciach i mieć wspólne
plany na przyszłość.
Ania i Staszek
Ania i Staszek wygrali w konkursie Szczęśliwa Para MyDwoje 2011: przeczytaj jak opisują swoją paryską przygodę!
Szanowni Państwo,
W czerwcu, w konkursie organizowanym przez MyDwoje wygraliśmy nagrodę, którą były 2 noclegi w Paryżu. Niedawno wróciliśmy z naszych wakacji.
A najlepsze jest to że na początku na moim profilu nie Paryż jest obłędnym miastem, 3 dni to zdecydowanieza mało, by choć odrobinę poznać jego uroki, poczuć klimat.
Przedłużyliśmy więc nasz pobyt do tygodnia, to nadal mało, by poznać miasto, ale wystarczy byw nim zasmakować. Smakowaliśmy....
Nocleg w hotelu Le Chat Noir Design Hotel zostawiliśmy sobie na koniec - na deser. Hotel znajdujący się w bezpośrednim sąsiedztwie wzgórza Montmartre pozwolił nam na spędzanie miłych wieczorów w rejonie pełnym knajpek, artystów i miłości...
Dziękujemy i pozdrawiamy,
Ania i Staszek
P.S. Dołączamy wspólne zdjęcie z wnętrza Opery Garnier - jedno z ciekawszych miejsc, jakie mieliśmy okazję zobaczyć w Paryżu.