Jeszcze dwa lata temu nasza historia wydawałaby się nam mało
prawdopodobna, jeśli nie powiedzieć - wręcz niedorzeczna. Bo jak to
możliwe??? Przecież oboje introwertycy, o specyficznym zawodzie
naukowca, na wskroś ścisłe umysły, sceptyczni i mało wierzyliśmy w randki internetowe. A jednak, życie płata figle i skierowało nas
na najmniej spodziewane tory.
Nasza znajomość przerodziła się w trwały związek.
Test psychologiczny
dopasowania przyszłych partnerów
Tomek: Do rejestracji na "MyDwoje" zachęcił mnie
test psychologiczny
dopasowania przyszłych partnerów. Spodobał mi się pomysł kojarzenia na
zasadzie zgodności charakterów. Zainteresowały mnie zastosowane
metody doboru partnerów. Byłem ciekawy, jak zostanę opisany w
kontekście udzielonych przeze mnie odpowiedzi. Interesowało mnie również
to, z kim zostanę skojarzony. Przecież podobieństwa,
wysoka zgodność charakterów, raczej łączą ludzi
niż dzielą. Sądzę, że pozwalają zbudować trwały związek i uniknąć rozczarowań na etapie jego budowania i wzajemnego docierania się w nim. Postanowiłem więc założyć
swój profil i otworzyć się na znajomości internetowe. "W końcu nic nie tracę, mogę jedynie zyskać" - tak wtedy
kalkulowałem. Wszyscy chcemy kochać.
"Dobór
partnerski dla wymagających"
Ania: Mnie z kolei spodobało się hasło reklamowe MyDwoje: "Dobór
partnerski dla wymagających". Lubiłam żartować, że z wiekiem rosną
potrzeby (szczególnie u kobiet) i moje wymagania są już tak wygórowane,
że płoszę wszystkich absztyfikantów nim się mną na poważnie
zainteresują.
Jestem singielką, bo mam wysokie wymagania. Niby takie proste, a jednak skomplikowane - mój przyszły
partner miał po prostu mnie kochać, akceptować taką jaką jestem,
wspierać, dzielić radości i smutki. Myśl, że czas upływa, a nikt taki w
moim życiu się nie pojawia, była dla mnie dołująca, ale i zmuszała do
mobilizacji. Postanowiłam wziąć "sprawę" w swoje ręce. To właśnie
drobiazgowe
podobieństwa zadecydowały o tym, że zwróciłam uwagę na
profil Tomka i pierwsza do niego napisałam. Byliśmy do siebie podobni
pod wieloma względami: zbliżeni wiekiem, mieszkaliśmy w tym samym
mieście (300m od siebie), mieliśmy podobne zawody i zainteresowania
(aktywny wypoczynek i wypady gdzieś w zielone). Co najważniejsze, ja i mój przyszły partner, mieliśmy bardzo wysoką zgodność charakterów: 86%.
Pierwsza
korespondencja całkowicie powaliła mnie z nóg
Pierwszy e-mail, pierwsza wiadomość przez sieć całkowicie powaliła mnie z nóg. Zdanie z mojego profilu,
cytuję: "Kocham w ludziach ich zainteresowania" Tomek spuentował
zapytaniem: "Czy pokochałabyś moje pająki, jakbym takowe hodował"?
Pomyślałam sobie: co za "Naukowiec-Filozof" i odpowiedziałam krótko,
ale treściwie: "Jasne, pająki przynoszą szczęście" (choć w głębi serca,
to się ich przeraźliwie boję).
Rzeczywiście, chyba TE pająki przyniosły nam szczęście - choć początki
znajomości nie wskazywały na to.
Pierwsze dwa spotkania wyszły raczej
drętwo
Pierwsze dwa spotkania wyszły raczej
drętwo. Mieliśmy bardzo dużo tematów do rozmów i spodobaliśmy się sobie, ale
oboje dobrze kamuflowaliśmy się ze swoimi odczuciami. Chyba nikt z nas jeszcze nie chciał wówczas wychodzić przed szereg.
Trzecie spotkanie było przełomowe
Trzecie spotkanie była przełomowe: randka z pierwszym nieśmiałym buziakiem, romantycznym spacerem po
parku Chopina i zapadającym w pamięć wejściem na 63-metrową wieżę
XIV-wiecznego kościoła Wszystkich Świętych z widokiem na malowniczą
panoramę Gliwic.
Ania: Tomek żartuje, że to był test, czy rzeczywiście jest ze mnie
taki sportowiec, jak chwaliłam się na portalu.
Potem były następne randki. Wiosenna pora i budzące się w nas uczucia
były impulsem do wspólnych wyjazdów poza miasto, wycieczek rowerowych,
nauki jazdy na łyżworolkach i wspólnego wędkowania. Tomek uczył mnie jak posługiwać się wędką, ale to ja łowiłam
wszystkie ryby :)
Uwielbialiśmy ze sobą rozmawiać, żartować, przekomarzać się i spędzać
dosłownie każdą wolną chwilę razem. Nasze towarzystwo polubiły też
(niestety) pajęczaki. Po jednej z łąkowych wypraw okazało się bowiem, że
oboje złapaliśmy po kilka kleszczy i możemy być zarażeni boreliozą.
Tomek: Pamiętam, jak Ania troszczyła się - a raczej panikowała - o
nasze zdrowie. Wciąż przypominała mi o lekarzu i profilaktycznych
lekach, dla mnie to był kolejny dowód, że nie jestem jej obojętny.
Jednym z poważniejszych (i jednocześnie bardzo miłych) sprawdzianów dla
naszej znajomości były 7-dniowe wakacje we Włodawie w sierpniu 2013
połączone ze spływem kajakowym po Bugu. Było taki nasz prawdziwy pierwszy wspólny wyjazd jako para. Spodobało nam się to wakacyjne
pomieszkiwanie na tyle, że po powrocie do Gliwic zdecydowaliśmy się na
krok naprzód i zamieszkaliśmy ze sobą.
Wyczuwałam,
że coś się święci - kobieca intuicja nie zawodzi
Ania: A kilka miesięcy później Tomek zabrał mnie na niecodzienny
spacer szlakiem naszej pierwszej randki na Kościelnej Wieży. Wyczuwałam,
że coś się święci - kobieca intuicja nie zawodzi. Weszliśmy na wieżę
sami (jak się później okazało Tomek wykupił bilet grupowy na 10 osób,
abyśmy mogli być tam tylko we dwoje). Tym razem panorama miasta z
wysokości 63 metrów straciła na znaczeniu, a w jednej chwili świat się
dla mnie zatrzymał. Tomek poprosił mnie o rękę. Muszę przyznać, że znalazł naprawdę wyjątkowy
sposób na oświadczyny.
Staliśmy wzruszeni i
zapatrzeni w siebie - my dwoje i kościelny krzyż obok - jedyny świadek
naszych zaręczyn.
Nowo-zaręczeni nie zapomnieliśmy też o parku Chopina. A tam, przywitała
nas prawdziwie wiosenna aura, choć przecież mieliśmy kalendarzowy
styczeń 2014. Zima była bezśnieżna, a w parku z kępek trawy wyrastały
pąki stokrotek.
Zapowiedzią jednego z najważniejszych wydarzeń w naszym związku
były czerwcowe wakacje 2014 - kilkudniowy wyjazd do Goeteborga
połączony ze świętowaniem Midsummer's Eve (odpowiednik polskiej Nocy
Świętojańskiej). Poważnie potraktowałam świętojańskie wróżby. Zamiast
narzekać, że nie mam męża, zakasałam rękawy i uplotłam wianek z
najpiękniejszych kwiatów polnych, by móc się nimi przyozdobić i rzucić
czar na przystojnego kawalera. Opłacało się! Moje zdjęcie z kwiatami we
włosach i w objęciach Tomka posłużyło nam jako weselne zaproszenie.
Od niespełna trzech miesięcy jesteśmy szczęśliwymi małżonkami!!!
Nasz
ślub
odbył się 28 września 2014 roku w Kościele Wszystkich Świętych, w tym z
pamiętną dla nas wieżą. Górującą nad Gliwicką Starówką wieżę widzimy każdego
dnia z okna naszej sypialni - sprawia to wrażenie, jakby czuwała nad
naszym małżeństwem.
Pierwszy taniec weselny wykonaliśmy w takt "Fly me to the Moon" Franka
Sinatry. Była to prawdziwa improwizacja taneczna - dopiero na własnym
ślubie przekonaliśmy się do tańca (obecnie uczęszczamy nawet na
warsztaty taneczne).
Podróży poślubnej jeszcze nie mieliśmy, ale
przecież najważniejsze jest to, że znaleźliśmy towarzysza na wspólną
życiową drogę. Z Tomkiem mogę lecieć choćby i na Księżyc (jak w naszej weselnej
melodii), ten związek nas po prostu uskrzydla.
Tomek: Rozkosznie jest budzić się razem, patrzeć w wielkie zielone
oczy Ani i zastanawiać jak spędzimy ten dzień. Życie we dwoje wydaje mi
się pełniejsze.
Wszystkich Samotnych gorąco namawiamy, aby nie ustawali w poszukiwaniach
drugiej połówki, byli głodni swojego szczęścia we dwoje i nie zrażali
się sercowymi niepowodzeniami (potwierdzamy, że my też takowe mieliśmy).
Decyzja o zapisaniu się na portal MyDwoje i poznanie z jego pomocą
wielu interesujących osób może być pierwszym poważnym krokiem na drodze
do spotkania kogoś wyjątkowego.
Takiego finału jak nasz życzymy
wszystkim Samotnym!!!