Małżeństwo umarło! Religie, rządy i społeczeństwa prezentują coraz łagodniejsze podejście do tej instytucji. Związek toksyczny jest niszczącym uczuciem, dlatego zostaliśmy zwolnieni z obowiązku trwania w nim dla dobra dzieci lub ze strachu o to, co pomyślą inni. W ostatnich dziesięciu latach liczba rozwodów w Polsce utrzymuje się na stałym poziomie 25 procent. To, z jaką łatwością zawieramy nowy związek, a potem go rozwiązujemy świadczy o tym, że zaczynamy traktować małżeństwo jak sport. Ekstremalnym przykładem są śluby gwiazd brane w Las Vegas, unieważniane po kilku dniach lub tygodniach.
Niech żyje nowe małżeństwo! Kiedyś ceniliśmy tę instytucję za to, że łączy ojca zarabiającego pieniądze z matką, która opiekuje się domem. A teraz chcemy mieć partnerkę, która ma taki sam gust jak my i prezentuje podobny status finansowy, a do tego akceptuje nas takimi, jakimi jesteśmy, kocha nas za wszystkie nasze zalety i wspiera nas w naszych próbach samodoskonalenia. Zerwaliśmy ze starym porządkiem, a w zamian za to wzięliśmy na siebie jeszcze jedno trudne zadanie: znaleźć partnerkę, która będzie do nas idealnie pasować. Idealna partnerka powinna być stuprocentowym odzwierciedleniem naszego ideału, gdy takiej nie spotykamy, to po jakimś czasie zaczynamy zadawać sobie pytanie: Czy to już wszystko? Czy jestem tak szczęśliwy, jak powinienem? A może gdzieś istnieje kobieta, która będzie dla mnie jeszcze lepsza? Niestety zbyt często odpowiadamy na to ostatnie pytanie twierdząco, przez co padamy ofiarą własnych wygórowanych oczekiwań.
Marzymy o znalezieniu bratniej duszy, która zaakceptuje nasze słabości, pomoże rozwijać talenty, obdarzy nas szacunkiem i zaoferuje wsparcie w każdej sytuacji — bo przecież to jest podstawą każdego współczesnego związku. W rzeczywistości jednak niewiele małżeństw lub związków partnerskich osiąga ten ideał. Coraz częściej zdarza się, że partnerzy osiągają stan emocjonalnej pustki — mimo że są zachowane najważniejsze wartości w związku, a partnerzy darzą się szczerym uczuciem. Analizują swój związek, wielokrotnie zadając sobie to samo pytanie: Czy byłbym szczęśliwszy i mądrzejszy, gdybym był z kimś innym? Czy byłbym lepszym człowiekiem, gdybym był z inną kobietą? To bolesny dylemat, z którym boryka się dziś wiele par. Nic nie wywołało tylu ludzkich nieszczęść, co koncepcja bratniej duszy.
Spójrzmy na Marka, pracownika opieki społecznej, który ożenił się z kobietą biznesu, gdy miał dwadzieścia kilka lat. W wieku 29 lat poznał inną kobietę, psychologa. Po dwóch latach bolesnego rozdarcia między dwiema kobietami podjął decyzję o odejściu od żony. Jednak jego drugi związek również nie przetrwał próby czasu. Po czterech latach wspólnego życia podjął decyzję o rozstaniu, ponieważ miał dość ciągłych pytań: dlaczego on nie prosi mnie o rękę? Teraz rozumie już, że jego związek z żoną był solidny, a wszystkie problemy można było rozwiązać inaczej, bez uszczerbku dla małżeństwa. Jednak 10 lat temu, gdy odchodził od żony, nie zdawał sobie z tego sprawy. „Zawsze miałem wrażenie, że gdzieś czeka na mnie mój ideał. Poczucie bezpieczeństwa, które daje udane małżeństwo, odbierałem jako nudę i stagnację. Nie umiałem oprzeć się pokusie poznawania innych atrakcyjnych kobiet”, przyznaje Marek. Obecnie ma 42 lata i nadal jest sam. Gorzko stwierdza: „Zraniłem innych i skrzywdziłem sam siebie”.
Wielu z nas, podobnie jak Marek, woli wejść w związek bez zobowiązań, niż podjąć decyzję o zaangażowaniu się. Nie chcemy zrezygnować z prawa do rozglądania się. Wolimy trwać w niezobowiązujących relacjach. Stawiamy na „stabilną niejednoznaczność”.
Nie angażujemy się w związek, ponieważ chcemy mieć możliwość zerwania go w każdej chwili, gdy znajdziemy kogoś ciekawszego. Nie jesteśmy pewni, czy nasza partnerka jest tą jedyną, więc wciąż mamy oczy szeroko otwarte.
Jednak małżeństwo daje realne korzyści — nie tylko finansowe. Wychwalanie zalet małżeństwa może brzmieć jak konserwatywna retoryka, ale badania przeprowadzone przez bezstronnych naukowców potwierdzają ten fakt — partnerzy, którzy są sobie całkowicie oddani, tam gdzie jest wierność i lojalność w związku, mają widoczną przewagę nad singlami — przynajmniej statystycznie. Ludzie, którzy są w związkach małżeńskich, cieszą się większą stabilnością finansową, a także wieloma innymi korzyściami. Jest to widoczne szczególnie u kobiet — mężatkom żyje się dużo lepiej niż kobietom samotnym.
Korzyści finansowe to tylko jeden z wielu aspektów. Statystycznie żonaci mężczyźni żyją dłużej niż kawalerowie i rozwodnicy. Gdy dwoje ludzi mieszka ze sobą, łączą swoje środki, dzięki czemu poprawia się standard życia każdego z nich. Oprócz tego stale rozwijają swoją wiedzę w różnych dziedzinach, od gotowania po zarządzanie finansami. Obecność kobiety w życiu mężczyzny wpływa na poprawę jego zdrowia. Małżeństwo daje kres kawalerskim nawykom. Kobiety, troszcząc się o zdrowie swoich partnerów, zmuszają ich do ćwiczeń i rezygnacji z golonki na rzecz zdrowych warzyw. Warto również zauważyć, że ludzie, którzy nie porównują swoich partnerów z poprzednimi kochankami, mają mniej problemów ze sprawnością seksualną i są bardziej zadowoleni z pożycia. Relacje między małżonkami wcale nie muszą być doskonałe, żeby jakość ich życia poprawiła się. Te statystyki dotyczą nie tylko idealnych małżeństw, ale również tych zupełnie przeciętnych.
Dlatego zawsze trzeba pragmatycznie patrzeć na korzyści, jakie nam daje związek małżeński. Małżeństwo to nasza droga do szczęścia i samorealizacji. Gdy 50 i 60 lat temu pytano uczniów liceów i szkół wyższych, dlaczego chcą się żenić, zazwyczaj odpowiadali, że chcą mieć dzieci i własny dom. Dzisiaj większość młodych ludzi twierdzi, że chcą wytrwać w małżeństwie do końca życia. Ta zmiana punktu nacisku z potrzeb materialnych na duchowe sprawiła, że pary nie są przygotowane na problemy, którym będą musiały stawić czoła za kilka bądź kilkanaście lat.
Podczas pierwszych miesięcy związku nieświadomie idealizujemy naszą partnerkę. Wiele ludzi sądzi, że zapach miłości, pasje i emocje, które odczuwają na pierwszym etapie związku, będą towarzyszyły im do końca życia. Gdy pierwsze, romantyczne uczucie się wypala i trzeba stawić czoła szarej rzeczywistości, ludzie zaczynają szukać nowych bodźców gdzieś indziej albo po prostu się rozstają.
Gdy partnerzy nie czują już tej samej pasji co kiedyś, uznają, że ich uczucie wygasło. Zaczynają się zastanawiać, czy w ogóle do siebie pasują. Jest im ze sobą dobrze, ale nie czują już tak silnych emocji jak kiedyś. Czy nie jest to oznaka uczciwości i odwagi — przyznać się, że się nie udało i po prostu się rozstać? Ludzie często dochodzą do wniosku, że trwanie w związku małżeńskim, w którym nie czują się szczęśliwi i spełnieni każdego dnia jest objawem egzystencjalnego tchórzostwa.
Silnie odczuwana presja kulturowa, aby mieć wszystko (fantastyczny seks, cudowną rodzinę i świetną pracę) sprawiła, że wstydzimy się, gdy nasze małżeństwo nie jest idealne i zaczynamy kwestionować jego sensowność. Niezadowolenie czy rozczarowanie to zupełnie naturalne uczucia, jednak czasami trudno jest je zaakceptować, gdy oczekiwania nam stawiane są bardzo wysokie. Kiedyś ludzie nie wymagali tyle od swoich partnerów. Teraz osoby w związkach małżeńskich czują ogromną presję, żeby dorównać nierealistycznym ideałom.
Marcin (40 lat) zakochał się w Beacie (38 lat) między innymi dlatego, że różniło ich wiele rzeczy. On pochodzi z bogatego domu, a ona dorastała w patologicznej rodzinie. „Dzięki temu jesteśmy dla siebie bardziej interesujący”, mówi Marcin. „Ja byłem rozpieszczonym nastolatkiem, a ona zarabiała na siebie już od 14. roku życia. Podziwiałem ją za to”. Pierwsze dwa lata ich małżeństwa były prawdziwą sielanką, ale potem wszystko zaczęło się psuć. „Beata nie miała normalnej rodziny, dlatego nikt jej nie nauczył, jak być odpowiedzialnym i uprzejmym dla innych”, mówi Marcin. Pod względem temperamentu też bardzo się różnią: „Ona lubi krzyczeć, a ja wolę porozmawiać o wszystkim na spokojnie. Po kłótni zawsze czekam, aż ona wyciągnie do mnie rękę, a ona uważa, że jestem nieczuły”. Marcin niechętnie przyznaje, że on i Beata po prostu do siebie nie pasują.
Tymczasem psychologowie i pracownicy poradni małżeńskich twierdzą, że nie ma czegoś takiego jak całkowite dopasowanie się w związku. Małżeństwo to machina, która opiera się na niezgodzie. Wszystkie pary sprzeczają się o różne sprawy. Nasza romantyczna natura chce wierzyć, że gdybyśmy poznali właściwą osobę, to nigdy byśmy się z nią nie kłócili. Małżonkowie kłócą się o wiele rzeczy: o pieniądze, dzieci, seks i to, jak spędzają czas wolny. Badania wykazały, ze szczęśliwe pary kłócą się tak samo często jak te pary, które się rozwiodły.
Nie ma czegoś takiego jak małżeństwo doskonałe. Dopasowanie się w związku może być trudne, ponieważ małżonkowie to dwie osoby, które wychowały się w różnych rodzinach i mają odmienne poglądy na pewne sprawy. Cała sztuka polega na tym, żeby umieć spojrzeć na dany problem oczami drugiej osoby, a nie tylko rozpatrywać go pod kątem własnych doświadczeń.
Gdy wreszcie uświadamiamy sobie, że nasza partnerka nie da nam wszystkiego, czego byśmy chcieli, załamujemy się. Jest to ważny etap w budowaniu dojrzałego związku. Paradoks intymności polega na tym, że nasza zdolność do bycia blisko z drugą osobą zależy od tego, czy umiemy tolerować samotność w ramach naszego związku. Centralnym aspektem dorosłej miłości jest żal. Wszyscy tęsknimy za doskonałością i wszyscy uważamy, że na nią zasługujemy.
Nie można nas obwiniać za to, że marzymy o romantycznej miłości bez skazy. Każdy z nas ma pełne prawo do walki o własne szczęście. Teraz, gdy indywidualna satysfakcja stała się dla większości ludzi priorytetem, małżeństwo zaczęło być traktowane jako stan, który wcale nie musi być permanentny. Ma to swoje dobre strony: dzięki temu niektóre osoby uwolniły się od partnerów, którzy je wykorzystywali lub maltretowali. Jednak ten trend ma również ważne skutki uboczne: ludzie łatwiej podejmują decyzję o rozstaniu, mimo że w wielu przypadkach wcale nie ma ku temu przesłanek.
W społeczeństwie, którego fundamentem jest szeroko rozumiana autonomia i skupienie się na indywidualnych osiągnięciach, praca nad związkiem wcale nie jest kuszącą perspektywą.
Uczymy się koncentrować na sobie i swoim ego, zamiast rezygnować z niektórych rzeczy dla dobra partnerki. W dzisiejszym świecie, w którym panuje wysoka konkurencja w każdej dziedzinie życia, jesteśmy nagradzani za indywidualne osiągnięcia, a nie za to, jak dogadujemy się z innymi. Bardziej cenimy sobie niezależność niż współpracę. Poświęcanie się dla takich wartości jak lojalność i trwałość wydaje się po prostu nierozsądne. Statystyki rozwodowe odzwierciedlają nasz charakter jako społeczeństwa.
Jeżeli ciągle skupiamy się na sobie i własnych osiągnięciach, nasz partner staje się narzędziem, które wykorzystujemy w walce o lepszy byt dla siebie. Uważamy, że powinien on odzwierciedlać piękno i doskonałość naszego wewnętrznego ja (albo, dużo częściej, wynagradzać przykre i niedoskonałe aspekty naszej osobowości). Ile razy zdarza się, że mąż mówi do żony: „Powinnaś trochę schudnąć, bo słabo się prezentujesz”, zamiast „Powinnaś trochę schudnąć, bo grozi ci cukrzyca”.
Marcin ciągle wstydził się za Beatę, gdy spotykali się ze znajomymi. „Stała się ponura i zamknięta w sobie. Gdy nie chciała ze mną rozmawiać, po prostu milkła i udawała, że nie ma problemu. Miałem wrażenie, że stawia mnie w złym świetle”, przyznaje Marcin, który teraz spotyka się z bogatą businesswoman. „Wierzyłem, że gdzieś tam czeka ktoś, kto do mnie pasuje”.
Pragnienie znalezienia bratniej duszy nie wynika tylko z tego, że media karmią nas romantycznymi historiami. Wszędzie słyszymy, że powinniśmy szukać swojego szczęścia. Wierzymy w dogmat dwóch połówek jabłka. Badania wykazały, że na relację między dwojgiem ludzi pozostających ze sobą w związku ogromny wpływ ma bliskość innych, potencjalnych partnerów. Okazuje się, że odsetek rozwodów jest większy w tych społecznościach lub grupach zawodowych, w których można spotkać wielu potencjalnych nowych partnerów — ludzi w podobnym wieku i mających takie samo wykształcenie. Te statystyki dotyczą nie tylko tych osób, które są nieszczęśliwe w swoim związku, ale również całkiem udanych małżeństw.
Pokusa nie dotyczy tylko żywych, prawdziwych ludzi. Naukowcy dowiedli, że nasza atrakcyjność w oczach innych się zmniejsza, gdy w naszym towarzystwie znajdują się wyjątkowo piękne kobiety lub wyjątkowo przystojni mężczyźni. A przecież zdjęcia przepięknych modelek i aktorek atakują nas z każdej gazety. Nic dziwnego, że gdy oglądamy film z atrakcyjną aktorką, nagle nasza żona wydaje się dużo brzydsza.
Media karmią nas historiami o ludziach, którzy odnaleźli szczęście, ponieważ odważyli się całkowicie odmienić swoje życie. Widzimy ich wszędzie: w gazetach, programach telewizyjnych i książkach. Wierzymy, że nasze możliwości są nieograniczone.
To przekonanie może doprowadzić nas do rozczarowania. Zbyt duży wybór wywołuje w nas konsternację — ta zasada dotyczy również potencjalnych partnerek życiowych. Kilkadziesiąt lat temu, gdy rozwody należały do rzadkości, ludzie uważali swoje związki za bardziej satysfakcjonujące niż dzisiaj.
Z jednej strony chcemy „żyć długo i szczęśliwie”, ale z drugiej strony dla większości z nas małżeństwo (albo rozwód) nie ma kluczowego wpływu na to, czy czujemy się szczęśliwi. Badania wykazały, że żonaci mężczyźni są szczęśliwsi niż single, ale według innych badań już po dwóch latach małżeństwa mężczyźni są tak samo szczęśliwi (lub nieszczęśliwi) jak przed jego zawarciem. Jeżeli ktoś sądzi, że dopiero po ślubie poczuje prawdziwe szczęście, czeka go wielkie rozczarowanie.
Celem małżeństwa nie jest to, aby partnerzy czuli się szczęśliwi, lecz to, żeby sformalizowali swój związek. Jeśli okazujesz żonie pełne zaangażowanie, możesz uczynić wiele dobrego i stać się lepszym człowiekiem. Jej niedoskonałości nie będą cię drażnić i nawet nie spojrzysz na inne kobiety. Nie będziesz bał się pokazać swoich słabych stron i po prostu będziesz sobą. A ona obdarzy cię szczerą miłością.
Prawdziwy współczesny związek to zderzenie dwóch osobowości, ze wszystkimi ich pasjami i ograniczeniami. To, jak partnerzy poradzą sobie z tym zderzeniem, zadecyduje o jakości ich związku. Traktowanie instytucji małżeństwa w ten sposób jest dość przyziemne i ma niewiele wspólnego z romantyczną miłością, ale niech to cię nie zmyli. Autentyczna, głęboka relacja z drugą osobą jest jednym z pierwszych kroków na drodze do zbudowania z nią silnej więzi, dzięki której będziesz mógł poczuć się całkowicie spełniony jako człowiek. Jeżeli zrozumiesz tę prawdę i zaakceptujesz ją z pełną pokorą, okaże się, że poszukiwanie bratniej duszy wcale nie jest tak ambitnym celem, jak mogłoby się wydawać.
Juliusz Strykowski
artykuł pochodzi z