Teoretycznie i idealnie byłoby tak, że nasze doświadczenia uczą nas, czego należy unikać, jakich błędów nie robić. Jednak, jak wiadomo, teoria rzadko idzie w parze z praktyką – czego dowodem jest przykład 35-letniej Marty, która żyła u boku
uzależnionego partnera.
Moje dzieciństwo było jednym z tych niezwykle trudnych – rozpoczyna Marta. Ojciec pił, a w przypływach wściekłości – bił. Kiedy był trzeźwy, stawał się oczywiście cudownym tatusiem – tylko, że trzeźwy był rzadko. Przyzwyczaiłam się do tego, że na jego zadowolenie (nie bicie) muszę się mocno napracować, dawać z siebie wszystko. A potem, kiedy dorosłam, zaczęłam wybierać identycznych, niewłaściwych mężczyzn, jak mój ojciec! Rozpieszczonych egocentryków, często mających problem z alkoholem. Stawałam na głowie, by być dla nich idealna. Wydawało mi się, że uzależniony partner zmieni się dla mnie. Mój pierwszy trudny związek skończył się rozwodem – wydawałoby się, że to już powinno mnie czegoś nauczyć i nie trafię na nieodpowiedniego mężczyznę. Nic z tych rzeczy. Ci „grzeczni” wydają mi się nieinteresujący. Zabieganie o mnie sprawia, że zaczynam natychmiast tracić interesowanie. Jak z tego wyjść?
Marta nie jest wyjątkiem, ani bardzo „oryginalnym przypadkiem” dla specjalistów. Partner w nałogu to często powtarzająca się reguła – powtarzamy dokładnie te same wzorce, które poznaliśmy w dzieciństwie i dlatego często wybieramy np. uzależnionego partnera, tak jak to miało
miejsce w przypadku Marty. Nie można tego jednak upraszczać „kochała swojego tatę, więc chce mężczyzn takich, jak on”. Problem jest bardziej skomplikowany - wieloletnia, rozpoczynająca się już w dzieciństwie walka o uwagę i miłość w pewnym sensie
zniekształca obraz brania i dawania miłości. Dobre jest to, co wymaga wkładu, pracy, zaangażowania. Związek, który tego nie wymaga, a od początku dający jasne, nieskomplikowane uczucie jest zwyczajnie nieatrakcyjny. Rozwiązaniem w tej sytuacji jest najczęściej konieczność przebrnięcia przez terapię dla osób współuzależnionych.
Rozpoznanie mechanizmów, które powstają w głowie i uświadomienie sobie powodów swojego postępowania czy wyborów to pierwszy krok w stronę stworzenia satysfakcjonującego związku z odpowiednim partnerem.
Mam 32 lata. Dla mojej rodziny jestem już starą panną, niektórzy nawet potrafią powiedzieć mi wprost – taką z wyrobionymi już dziwactwami, wysokimi wymaganiami księżniczki. To nieprawda. Moje wymagania są praktycznie żadne. Chcę tylko tyle, żeby ktoś mnie pokochał. Niestety, partnerzy, na których trafiam, są zwyczajnie niewłaściwymi mężczyznami. Najczęściej okazuje się, że do siebie nie pasujemy i najczęściej – ku mojej uldze – zrywają oni. Nie wiem, co mam dalej robić. – Magdalena, która jest autorką tych słów, prezentuje inny, ale również często powtarzany wzorzec nieprawidłowego podejścia do związku. Obojętnie jaki, byle tylko był. Pozorny brak wymagań, który szybko „wychodzi” w praktyce. Dlaczego?
Nie ma czegoś takiego, jak „brak wymagań”. Nie ma osoby, która jest w stanie pokochać każdego i akceptować przeróżne zachowania. Istnieją jednak wymagania i oczekiwania niesprecyzowane, nieuświadomione przez ich właściciela. I tutaj rodzi się problem. Pani Magdalena nie będzie potrafiła znaleźć odpowiedniego partnera, dopóki sobie tych wymagań nie uświadomi. Nie zda sobie sprawy z tego, czego pragnie najbardziej, co ma dla niej niewielkie znaczenie, a czego zdecydowanie nie cierpi. Bez tego każdy jej związek będzie się rozpadał – wraz z pojawianiem się zachowań i cech, których nie będzie w stanie zaakceptować.
Warto zauważyć, że podejście „chcę już naprawdę kogokolwiek” bardzo często pojawia się jako skutek nacisku otoczenia i odczuwaniu dużego dyskomfortu w związku z byciem singlem. I rzeczywiście, wejście w związek po to, by kogoś zadowolić, by uświadomić sobie: „ja też potrafię” sprawdza się, gdy wychodzimy na imprezę i możemy się pochwalić drugą połówką przy boku. Jednak chwile, które powinny być najważniejsze i najbardziej wartościowe – czyli spędzanym sam na sam, będą z czasem coraz bardziej „niewygodne”.
Inną kategorię kobiet wybierających „niewłaściwych mężczyzn” reprezentuje 29-letnia Nadia. – Bardzo często zawieram nowe związki. Czasem obawiam się wręcz o to, czy ktoś nie pomyśli o mnie, ze skaczę „z kwiatka na kwiatek”. Problem w tym, że to nie jest tak, że mnie to bawi. Ja naprawdę mam tego dosyć, chciałabym się zakochać i być z kimś na dłużej – tylko ciągle trafiam na niewłaściwych mężczyzn. Kiedy mija parę miesięcy, okazuje się, że nie ma śladu po zakochaniu, nadajemy na zupełnie innych falach. A skoro od początku jest nieciekawie, to po co się męczyć? Wolę przeznaczyć ten czas na szukanie prawdziwej miłości – kończy dziewczyna.
W tym przypadku nie chodzi ani o oczekiwania, ani o rzeczywisty „zły wybór”, lecz są zawyżone oczekiwania wobec związku. Nadia, jeśli nie zda sobie sprawy ze swojego problemu i nie postara się zmienić nastawienia, prawdopodobnie nigdy nie znajdzie tego, czego szuka. Powodem tego jest przede wszystkim oczekiwanie, że związek będzie zawsze tym samym, czym jest na początku. Bogaty w emocje, niecierpliwość, ślepy na wzajemne wady. Kiedy po jakimś czasie okazuje się, że on bywa niecierpliwy, nie odpisuje od razu na smsy, a w dodatku zawsze posprzątane mieszkanie było trochę „na pokaz” – ona rezygnuje ze związku, bo on okazał się „niewłaściwy”. Tak naprawdę jednak, nie chodzi tutaj o fakt, wybrania nieodpowiedniego mężczyzny, ale o brak świadomości, że związek trzeba pielęgnować, a początkowa faza zakochania nigdy nie trwa wiecznie.