W idealnym albo po prostu dobrym związku partnerzy wzajemnie darzą się mocnym uczuciem. Jak wiadomo, dopasowani partnerzy to siła związku. O odwrotnej sytuacji autorka bestsellerowego poradnika pisze w następujący sposób: „(…) Klasyczne cechy takiej sytuacji to ciągła niepewność co do uczuć partnera i wyraźne różnice w nastawieniu obu stron zarówno do siebie nawzajem, jak i do samego związku. I tak na przykład każda próba zacieśnienia więzi, podejmowana przez bardziej zaangażowanego partnera, spotyka się z niewielkim raczej entuzjazmem drugiej strony. Ten pierwszy w razie rozłąki nie przestaje myśleć o osobie, w której ulokował swe uczucia, podczas gdy tamta doskonale radzi sobie sama. Wszystkim, którym ta sytuacja znana jest z codziennej praktyki, zmuszona jestem powiedzieć, że pozostają w związkach pozbawionych szans powodzenia (…).” Oczywiście w takiej sytuacji rodzi się pytanie, jak właściwie rozpoznać, że wchodzimy w taki związek? Najczęściej jest to widoczne już na etapie randek. Dzwonimy, piszemy, czekamy i… mamy nieodparte „ciche” wrażenie, że jest to zaangażowanie jednostronne. W wersji drugiej nie czekamy. Niby fajnie, że on czy ona się odezwie, ok, pójdziemy na spotkanie, ale bez entuzjazmu – nie mamy w sumie innego zajęcia. Jednak nie na tym polega dobry związek, powinniśmy wiedzie z kim nie warto tracić czasu.
To kolejny punkt, o którym informacje znajdziemy w książce „Czy będzie z nas dobrana para?”. Uściślając, mowa o osobach, które zakochują się w swojej misji niesienia pomocy. Czyli zaczynają spotykać się z kimś pokrzywdzonym, biednym, poszkodowanym. W swojej miłości widzą szansę – „będzie z tego romantyczna historia, takie piękne początki, kiedy tylko ja widziałam w nim potencjał, wyciągnęłam ku niemu pomocną dłoń”. Problem w tym, że taka miłość nie uwzględnia potrzeby podziwiania i szanowania partnera. Oparta jest na współczuciu i zachwycie dobrem samego siebie. W końcu jednak zawsze odzywa się nasza bardziej egoistyczna część osobowości, a związek się kończy.
Nie będziemy przekonywać nikogo do tego, że wygląd nie ma znaczenia, bo to nieprawda. Kiedy rozpoczynamy poszukiwanie partnera w pierwszej chwili zwracamy uwagę na wygląd. Aby się zakochać i odczuwać pożądanie, ta druga osoba musi nam się podobać fizycznie. Problem pojawia się wtedy, kiedy atrakcyjnie wyglądający partner to dla nas idealny partner i kierujemy się tylko i wyłącznie wyglądem. Cytując autorkę: „(…) Włosy, oczy, umiejętności taneczne — czy to wystarczające powody, aby się z kimś związać? Oczywiście, że nie, a jednak zdarza się to tylu ludziom! Tę nagłą namiętność wzbudzają w nas cechy zewnętrzne, coś, co nie ma najmniejszego związku z charakterem przyszłego partnera, toteż takie romanse mają zwykle dość krótki żywot. W końcu jak długo można podziwiać czyjeś włosy czy słuchać najwspanialszego nawet gitarzysty, nim zapragnie się czegoś więcej? (…)”. Jak rozpoznać, że pociąga nas wygląd partnera… i tylko wygląd? Cóż, warto łapać się na ignorowaniu drobnych uwag, które czynimy sami sobie. „Nie śmieszyło mnie to, ale on jest taki uroczy”, „Koleżanki umrą z zazdrości na jego widok!” – nie o to przecież chodzi. On czy ona ma wzbudzać nasz śmiech, umieć pocieszyć, zaintrygować rozmową. Nie ma tego? Zatem szkoda czasu.
Brzmi to jak absurd, bo jak właściwie można się związać z kimś nieosiągalnym? Zdrowy rozsądek podpowiada – skoro jest nieosiągalny, to nie można. Ale możemy spotkać kogoś, kto tylko wydaje się być w naszym zasięgu, ale w rzeczywistości absolutnie nie jest. Wyjaśniając, jest to prawie zawsze osoba w związku. Zwykle taka, którą „z mężem/żoną już nic nie łączy, nie uprawiają seksu, rozstanie jest kwestią czasu”. Do rozstania prawie nigdy nie dochodzi, a jeśli tak, to raczej będzie to rozstanie nasze i potencjalnego partnera.