Ona religijna – on ateista. Ona wysoka – on niski. Ona studiuje, on skończył zawodówkę. Przeciwieństwa czasami lubią się przyciągać. Tylko czy na długo?
Bywają
związki, w których ludzie na pierwszy rzut oka kompletnie do siebie nie
pasują. Poznali się na wakacjach albo odnaleźli w internecie. Ona
starsza, on młodszy. Albo ona wykształcona, on słabo. On wesołek, ona
melancholijna. Ewentualnie on zabójczo przystojny, ona niezbyt piękna...
Poznali się, zachwycili, trzymają razem. Choć nikt im jakoś nie
wróży powodzenia. Wydają się niedobrani, nie do pary. Może to tylko
zauroczenie? Pewnie minie. Bo czy to możliwe, żeby się tak różnić i tak
kochać? Często ktoś z tej pary sam nie dowierza temu, co czuje.
Przegląda w internecie rady psychologów, terapeutów, astrologów. Poddaje
się testom, idzie do wróżki, zamawia horoskop.
– Ludzie boją
się porażki – mówi Katarzyna Bieber. Ponad dwa lata temu założyła w
internecie serwis Doboru Partnerskiego MyDwoje.pl. Teraz codziennie
zagląda tu 10 000 osób, żeby sprawdzić, czy to, co im się zdarzyło, to
miłość po grób.
– Największe zainteresowanie jest po świętach,
sylwestrze, rodzinnych uroczystościach – tłumaczy właścicielka serwisu. –
Ważne momenty weryfikują związek. Jeżeli jest nieudany, nie przejdzie
weryfikacji.
Anka i Radek
Są w tym
samym wieku, mieszkają w tym samym mieście. To – na pierwszy rzut oka –
jedyne punkty styczne. Ona, zanim zaczęły się wakacje, pędziła na
wykłady. On na budowę – najmuje się, pracuje dorywczo. Jeśli są
zlecenia, jeździ od Olsztyna po Kraków. Spotykają się w weekendy, choć
znajomi się dziwią. Rodzina odradza.
– Wciąż słyszę, że powinnam sobie znaleźć kogoś na poziomie, wykształconego – wzdycha Anka.
Lubi
się spotykać z Radkiem. A równocześnie trochę się go wstydzi. Ona zaraz
skończy studia magisterskie na poznańskim uniwersytecie. A jej Radek
nie skończył nawet liceum. Chodził do zasadniczej budowlanej i mówi, że
mu to wystarczy. Ona ma samochód, bo mama jej kupiła. On – ani
samochodu, ani nawet prawa jazdy. Ona jest bardzo religijna, on zawsze
wolał sobie poleżeć dłużej w łóżku zamiast iść w niedzielę do kościoła.
Ona lubi podróżować, zwiedzać. Jemu szkoda na to pieniędzy.
– Nie wiem, czy nas cokolwiek łączy. Ale chcę mu dać szansę – mówi Anka.
Radek
za nią dałby sobie rękę uciąć. Gotów jest pracować nad sobą, żeby tylko
Ania była zadowolona. Zaczął kurs prawa jazdy. Zaczął chodzić do
kościoła. A ona? Nie deklaruje, że kocha. Ale też i nie mówi, że nie. Na
razie stawia Radkowi zadania: znaleźć stałą pracę, zrobić maturę,
odłożyć pieniądze na wyprawę do Indii.
Marta i Olaf
Ona
jeździ na wózku inwalidzkim, przez dwa lata od wypadku z nikim ze
swoich starych znajomych nie chciała rozmawiać. Jeśli wyjeżdżała z domu,
to tylko z mamą do lekarza, z mamą do szkoły. A teraz, odkąd zaczęły
się wakacje, tylko Olaf i Olaf. On zabiera ją na długie spacery, on jej
czyta. Jest między nimi siedem lat różnicy. No i różnicą są te
poharatane nogi Marty zawsze przykryte kocykiem w esy-floresy. Mama mówi
Marcie, żeby sobie za wiele nie obiecywała. Że codzienne wpadanie Olafa
do nich do domu to przecież absolutnie nic poważnego. – Zresztą nie
pasujecie do siebie – mówi. – Wolę, żebyś to wiedziała zawczasu. Po co
później się rozczarowywać?
Jola i Tomek
Ona
jest na trzecim roku medycyny (rodzice są lekarzami w Krakowie). Tomka
poznała ubiegłego lata na Mazurach – chłopak pochodzi z małego,
mazurskiego miasteczka, dorabia w sklepie przy plaży. Gdy skończą się
wakacje – skończy się praca. Co dalej? – Tomek niestety nie wie. Jola
mówi, że jest inteligentny, dojrzały – na razie tylko po technikum
elektronicznym, ale kto wie, może kiedyś pójdzie dalej. W tym roku miał
złożyć papiery na politechnikę, nie złożył. Była o to nawet awantura.
Ale pogodzili się i nadal – gdy razem oglądają filmy – śmieją się w tych
samych miejscach.
– Jola jest największym szczęściem, jakie mnie w
życiu spotkało – mówi Tomek. Gotów byłby pójść za Jolą na koniec świata,
tylko boi się, że Jola nie zechce, że on szybko się Joli znudzi. Co
prawda, kilka razy powiedziała, że też go kocha, ale on nie jest pewien,
czy to było całkiem serio.
Tu pogotowie!
–
Dzwonią, esemesują, co robić? Dziewczyna jest zakochana w chłopaku, ale
jej rodzice go nie akceptują. Albo: ona jest dużo wyższa od niego, jej
to nie przeszkadza, tymczasem on chyba ma z tym problem, bo wstydzi się,
krępuje. Bywają też duże różnice wieku – wymienia Aleksandra
Józefowska, która z grupą wolontariuszy co roku prowadzi wakacyjne
pogotowie PONTON-owe. Poza pytaniami dotyczącymi współżycia seksualnego i
antykoncepcji, są też pytania dotyczące relacji w związku, szans na
przetrwanie miłości. W ubiegłym roku na przykład po poradę zgłosiła się
nastolatka, która zakochała się w mężczyźnie dwa razy od niej starszym. W
sumie w czasie poprzednich wakacji z PONTON-owego telefonu zaufania
skorzystało 1195 osób. Część zgłaszanych problemów nie nadawała się do
szybkiego rozwiązania.
– Nie zawsze wystarczy jedna porada, czasami potrzebna jest długa rozmowa z psychologiem – mówi Józefowska.
Na
długą i szczerą rozmowę z rodzicami nie ma co liczyć. Przynajmniej tak
uważa większość nastolatków. Ci, którzy kontaktują się z PONTON-em
często narzekają na rodziców. Bo albo nic ich nie obchodzi, albo z kolei
obchodzi ich za dużo, są nieufni, nadopiekuńczy, nazbyt restrykcyjni,
stale krytykujący.
Standardowy monolog rodzica: W kim ty się znowu
zakochałaś? Przecież on ci nawet do pięt nie dorasta. Nie ma
wykształcenia. Nie ma pochodzenia. Niziny.
Jeżeli ktoś jest gorzej
wykształcony, niemajętny, niepełnosprawny albo jest innej wiary lub
narodowości – zostanie zaakceptowany, owszem. Ale szybciej jako znajomy,
nawet przyjaciel, niż ktoś, kto miałby może kiedyś na stałe wejść do
rodziny.
Z badań CBOS wynika, że Polacy są niechętni tym, którzy
się od nich różnią. Zdecydowana większość najchętniej akceptuje związki
ludzi podobnych do siebie pod względem zachowania i wyznania. Dla ponad
połowy ogromne znaczenie ma poziom wykształcenia. Dokładnie 67 na stu
Polaków może się przyjaźnić z kimś gorzej wykształconym, ale tylko 48 na
stu pogodzi się z myślą, że można byłoby poślubić kogoś mniej uczonego
od siebie.
Jeśli więc dziewczyna z indeksem uniwersyteckim
przyprowadzi do domu chłopca po zawodówce, musi się liczyć z oporem
rodziców. Jeszcze gorzej będzie, jeżeli właśnie zakochała się w
chłopaku, który nie potrafi się dobrze zachować w towarzystwie albo nie
ma polskich korzeni. A nie daj Boże jest narodowości żydowskiej,
chińskiej lub rosyjskiej – w takiej sytuacji w co trzecim domu będą
spory i namawianie, żeby natychmiast skończyć z tą miłością.
– To,
że rodzice nie akceptują związku, nie znaczy, że związek nie ma szans –
mówi psycholog Renata Kreczman. Choć przyznaje, że to może być ciężka
próba. Zna historie, które są niemal jak z "Romea i Julii": młodzi
zakochani, a ich rodzice robią wszystko, żeby im to zakochanie wybić z
głowy. Są awantury, naciski. A nacisk rodzi bunt. Zaczyna się
okłamywanie rodziców, na spotkania z ukochanym wybiega się w wielkiej
tajemnicy.
Dobrze się czujesz czy dobrze wyglądasz?
–
Miłość młodzieńcza jest silna – mówi Renata Kreczman. Choć bywa
gwałtowna i krótka. Szczególnie trudno jest przetrwać miłości
wakacyjnej. Choć i ta przecież nie jest bez szans. – Może się okazać, że
ludzie na pozór kompletnie do siebie niepasujący, doskonale się
rozumieją – mówi Kreczman. – Oboje odbierają świat podobnie, nadają na
tych samych falach.
– Nic nie jest tak ważne, jak podobieństwo
charakterów. To spoiwo – dodaje Katarzyna Bieber z serwisu doboru
partnerów. Temperament, cele w życiu – na to zwraca się uwagę,
wypełniając test w jej serwisie.
Kto nie dowierza sobie samemu i nie
dowierza testom doboru, czasami zawierza gwiazdom – zamawia sobie
horoskop partnerski u astrologa.
Piotr Piotrowski, który
astrologią zajmuje się od 15 lat, nie zauważa, żeby zmieniły się
oczekiwania. – Horoskopu raczej nie zamawiają ci, którzy są szczęśliwi –
mówi. Horoskop jest potrzebny tym, którzy wątpią. Zawsze pytają
astrologa mniej więcej o to samo: czy to przeznaczenie, czy to
prawdziwie duchowa więź? Boją się porażki, szczególnie wtedy gdy – na
oko – więcej w ich związku niepodobieństw niż podobieństw. Oczywiście
takie pary nie do pary na swoje wytłumaczenie mogą opowiedzieć wiele
historii ludzi, którzy wydawali się pod każdym względem idealnie
dobrani, a jednak nie byli w stanie wytrzymać razem dłużej, niż pół
jednego sezonu. Wygląda na to, że czasami pary łączy tylko przez chwilę
dobra opinia innych.
– Niektórzy wkładają wiele energii w
samokreację. Chcą, żeby ich związek świetnie wyglądał – przyznaje Piotr
Piotrowski. – Niestety, przy okazji zaniedbują to, co w związku
najważniejsze, najintymniejsze, co nie jest przeznaczone dla
postronnych.
A przecież ważne jest to, jak się ze swoim ukochanym
czujemy, a nie to, czy na jego widok wpadają w zachwyt wszystkie nasze
koleżanki.
– Prostym miernikiem tego, czy jesteśmy z kimś szczęśliwi
– podpowiada astrolog – jest to, czy nie boimy się go przedstawić
naszym znajomym, przyjaciołom, rodzinie. Jeżeli mamy opory, to znaczy,
że sami mamy wątpliwości.
On i Ona – dwie krople wody?
Wielu
psychologów łamało sobie głowy, czy ludzi bardziej przyciągają do
siebie podobieństwa, czy różnice. I trzeba przyznać: teorii o
podobieństwach jest więcej. A praktyka tylko teorię potwierdza.
Przynajmniej w Polsce. Ci, którzy wolą mieć przy boku niemal wierną
kopię samego siebie są w zdecydowanej większości. 78 proc. chce, żeby
ich partner nie wyróżniał się negatywnie w towarzystwie. 74 proc.
oczekuje, że będzie miał te same poglądy religijne. 59 proc. nie
wyobraża sobie trwałego związku z kimś innej narodowości. 51 proc.
stawia na te same poglądy polityczne. 46 proc. wymaga identycznej
pozycji zawodowej.
Dane: CBOS, 2007